sobota, 2 listopada 2019

"Król" / "The King" - recenzja filmu

Król to film pełen niespodzianek. Powody do zdziwienia znajdą tu zarówno znawcy twórczości Williama Szekspira, na którego sztukach luźno oparta jest ekranowa opowieść, jak i specjaliści od angielskiej historii. Twórcy Króla - reżyser David Michôd i współpracujący z nim przy scenariuszu Joel Edgerton - pozwolili sobie na spore zmiany zarówno w stosunku do dzieł angielskiego wieszcza, jak i prawdziwych losów Zjednoczonego Królestwa. Uwspółcześnili i uzupełnili opowiadaną przez siebie historię młodego króla Henryka V i należy przyznać, że zrobili to niebo lepiej niż np. reżyserka Josie Rourke w niedawnej Marii, królowej Szkotów (2018). 


Kluczową postacią w Królu jest następca tronu Hal, zbuntowany przeciwko swojemu ojcu-tyranowi i pozbawiony ambicji zasiadania na tronie. Młody królewicz od sztywnej atmosfery na dworze woli śmierdzącą przetrawionym alkoholem aurę gospód i knajp, gdzie w towarzystwie jowialnego przyjaciela Johna Falstaffa zapija rodzinne smutki. Beztroska nie trwa jednak wiecznie. Gdy stary władca umiera, a wybrany przez niego następca ginie na polu bitwy, Hal, już jako król Henryk V, musi objąć panowanie nad pogrążoną w społecznych niepokojach Wielką Brytanią. 


Król to w zasadzie mroczna historia o dorastaniu, które staje się udziałem Hala, granego z powodzeniem przez Timothée Chalameta. Gwiazda Tamtych dni, tamtych nocy znakomicie oddaje przemianę młodego władcy, który z otoczonego alkoholową mgiełką efeba ukrytego za bujną czupryną, przemienia się w ostrzyżonego zgodnie z panującą modą, rozczarowanego i zgorzkniałego władcę, który już nigdy nikomu pochopnie nie zaufa. 


Tragiczna przemiana bohatera odbywa się w niezwykle intensywnych okolicznościach, jakie zapewnia legendarna bitwa pod Azincourt, której daleko do szlachetnych i czystych eposów rycerskich. Słynna potyczka przeradza się w Królu w piekielną rzeź, pełną bałaganu i szaleńczej rąbaniny. Godne pieśni akty męstwa zostają tu utopione w morzu błota, a szanse na śmierć z ręki wroga są równe otrzymania omyłkowego uderzenia od przyjaciela, stratowania lub utonięcia w kałuży krwi i podmokłej ziemi. Bitewny chaos znakomicie podkreślają mroczne, wyraziste zdjęcia Adama Arkapawa, któremu udało się w Królu nasycić batalistyczne kadry epickością, a równocześnie wypełnić je pewną zaskakującą świeżością. Niestety, wysmakowane ujęcia jakie funduje widzowi Arkapaw mogą okazać się zbyt monumentalne dla małych ekranów laptopów i telewizorów. Aż chciałoby się zobaczyć je w wielkim formacie! 


Twórcy Króla umiejętnie rozbijają powagę filmu drobnymi elementami komicznymi, do których niewątpliwie należy rola Roberta Pattinsona wcielającego się we francuskiego delfina. Pattinson jest tak kuriozalny i cudaczny, że - zgodnie z resztą z intencją filmu - trudno traktować go poważnie. Jego udawany francuski akcent (o którym raz po raz zapomina) chwilami spycha na dalszy plan wszystkie inne elementy świata przedstawionego i urasta do rangi głównego bohatera. Dobrze wypada też Joel Edgerton jako brodaty Falstaff, hulaka i mitoman, który okazuje się jedynym głosem rozsądku w otoczeniu młodego władcy. 


Król to udana próba przepisania zamierzchłej historii Henryka V na współczesny język, a zarazem solidny przykład filmu historycznego, z którego, jak doskonale wiemy z doświadczenia, nie należy czerpać pełnej wiedzy o przeszłości. Choć film Michôda warto połączyć z pogłębioną lekturą Wikipedii lub podręcznika do historii, to i tak jest on świetnym przykładem sprawnego, przejmującego i niezwykle filmowego opowiadania o czasach dawno minionych.

7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz