poniedziałek, 25 września 2017

"Ptaki śpiewają w Kigali"

Najnowszy, a razem ostatni film reżyserskiego duetu Joanny Kos-Krauze oraz zmarłego w 2004 roku Krzysztofa Krauzego to rzadki przykład pełnego milczenia i namysłu przedstawienia jednej z największych zbrodni w historii ludzkości. W obliczu wydarzeń, takich jak ludobójstwo w Ruandzie jesteśmy bezsilni, poraża nas abstrakcyjna liczba ofiar, niezrozumiałe motywacje katów. Nic dziwnego więc, że dużą popularnością cieszą się historie rozplątujące ten niezrozumiały kłębek okoliczności, takie jak hollywoodzki Hotel Ruanda (2004), którego główny bohater, menadżer luksusowego hotelu, z narażeniem życia i kariery pomaga krajanom w niebezpieczeństwie. Hotelowi Ruanda daleko jednak do prawdy. Według najnowszych doniesień, Paul Rusesabagina zamiast ukrywać, wręcz wydawał ludzi na pewną śmierć m.in. przekazując ruandyjskiej armii listę hotelowych gości wraz z numerami pokojów.



Krauzowie mają świadomość, że dotarcie do "prawdy" bywa niemożliwe, dlatego swoją filmową opowieść skupiają przede wszystkim na emocjonalnych konsekwencjach ruandyjskiego ludobójstwa. Nie pokazują scen przemocy i morderstw, przenoszą je do przestrzeni pozakadrowej oraz wspomnień głównych bohaterek. Krwawe sceny w filmie Ptaki śpiewają w Kigali zastępują pełne stagnacji sekwencje zmagania się z tym, co zostaje po niewyobrażalnej tragedii.


Reżyserskiemu duetowi udaje się znaleźć sposób na przedstawienie wszechogarniającej pustki po niemal milionie ludzi, którzy na zawsze zniknęli z ruandyjskiej rzeczywistości. Opowiadają o ich nieobecności poprzez powracające jak zły omen obrazy pustoszejących krajobrazów, wnętrza pełne zastygłych w czasie artefaktów i zakurzonych przedmiotów. Podobnie jak poszukująca swojej rodziny filmowa Claudine, zbierają drobne sygnały pozostałe po ofiarach, by przypomnieć o nieustannej obecności głównej, ukrytej bohaterki filmu – traumy. Ptaki śpiewają w Kigali to film długi i męczący, warto jednak zachować uwagę aż do końca, ponieważ łatwo przegapić subtelne zakończenie, przynoszące drobny promyk nadziei.


Kiedy na portalu naekranie.pl przeczytałam, że Ptaki... to "nieskończony produkt, który nigdy nie powinien ujrzeć światła dziennego", musiałam wstać od komputera i głęboko odetchnąć (całą recenzję można przeczytać TU). Ptakom bardzo daleko jest do nieskończonego produktu. To film przemyślany, o oryginalnej, niemal awangardowej formie, będący wynikiem konfrontacji osobistej straty z nieszczęściem na ogromną skalę. Joanna Kos-Krauze, która dokończyła produkcję po śmierci męża, zrobiła niezwykle osobisty film, opowiadający bez kiczu i patosu o niewyobrażalnym cierpieniu. Wskazała tym samym drogę wielu innym filmowcom, bezskutecznie próbującym wiernie rekonstruować traumatyczne wydarzenia z historii swojego kraju. Jak dobitnie pokazują Krauzowie, droga do opowiadania o traumach nie prowadzi przez dosłowność i dokumentalną wręcz wierność. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem są stosowane w Ptakach… milczące, minimalistyczne i fragmentaryczne impresje, oddające naturę naszego uczucia straty. 

1 komentarz:

  1. Uwagi recenzentki mądre, i świadczące o doskonałym wyczuciu wrażliwości Twórców PP. Krauzów.

    OdpowiedzUsuń