czwartek, 18 lutego 2016

"Deadpool"

Trudno określić mój początek lutego inaczej niż "seria niefortunnych zdarzeń". Ale koniec z tym - czas zacząć odkopywać się spod sterty "to do" list i nadrobić wszystkie zaległości.



Moja tłumiona na co dzień, feministyczna natura, obruszyła się odrobinę przy okazji kampanii reklamowej Deadpoola, czyli najnowszej ekranizacji komiksu Marvela. Otóż sugerowano w niej, że wykonanie na wzór komedii romantycznych plakatu oraz ustalenie daty premiery na walentynkowy weekend wystarczy, by tłumy rozanielonych młodych kobiet uznało go za doskonały pretekst do wyjścia do kina na romantyczną randkę z ukochanym. Zacisnęłam jednak zęby, pośmiałam się nieco z tego, bądź co bądź, udanego żartu i sama z przekorą zarezerwowałam bilety na 14 lutego. Ciekawym jest, że Deadpool ukazuje się być dokładnie tym, z czego się wyśmiewa - a więc historią miłosną. Oczywiście mocno ubarwioną, pokrętną i przyprawioną pieprznym humorem - ale jednak love story.


Pracujący jako pięści do wynajęcia drobny przestępca Wade Wilson (Ryan Raynolds z wyraźnym PTSD po Zielonej Latarnii) zakochuje się ze wzajemnością w prostytutce Vanessie (jak zwykle wspaniała Morena Baccarin). Choć ich szalony romans szybko przeradza się w stabilny związek, to bohaterom nie dane jest długo cieszyć się swoim szczęściem - nieuleczalna choroba Wade'a powoduje, że ten opuszcza ukochaną, by poddać się eksperymentalnej terapii, w wyniku której (to raczej nie spoiler) zostaje tytułowym Deadpoolem.


Marvel, zachęcony sukcesem intertekstualnych Strażników Galaktyki i przepełnionego humorem Ant-Mana zdecydował się pójść o krok dalej i zrealizować film w wyjątkowo niebezpiecznej kategorii "R" (jak tłumaczy Wikipedia: "R - Restricted. Under 17 requires accompanying parent or adult guardian. Contains some adult material. Parents are urged to learn more about the film before taking their young children with them"). Z jednej strony, należące do tej kategorii filmy mogą pozwolić sobie na znacznie więcej pod względem języka, obyczajowości i przemocy, jednak równocześnie, widownia do której trafiają jest znacznie uszczuplona. O dziwo, w przypadku Deadpoola kategoria R nie wpłynęła negatywnie na ilość widzów, lecz na jego jakość. Film utracił przez nią wiele lekkości, a wulgarne żarty które miały nas szokować, przypominają podśmiechiwania gimnazjalistów. Podobnie narracyjne szaleństwo, w którym retrospekcje łączą się z przełamywaniem czwartej, a nawet szesnastej ściany nie zachwycają sprawnością wykonania, lecz raczej próbują być "fajne i szalone", wyraźnie na siłę.

Tak się teraz kręci filmy. 
Jak pokazują wyniki box-office'u, z pewnością doczekamy się kolejnych odsłon przygód Deadpoola. Mnie osobiście to nie cieszy - to zdecydowanie nie ten rodzaj cwaniactwa, które Kaje lubią najbardziej. Najwyższy czas na pachnącego popcornem i gwiaździstym sztandarem Kapitana Amerykę (Captain America: Civil War już 6 maja!).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz