czwartek, 8 października 2015

"Marsjanin" / "The Martian"


Trudno to racjonalnie wytłumaczyć, ale Marsjanin to film kosmicznie śmieszny. Przypuszczalnie, po serii poważnych i ponurych tytułów opowiadających o pełnej niebezpieczeństw eksploracji kosmosu (Moon, Grawitacja, Interstellar) nastąpiła powszechna potrzeba comic relief. Zadziwiający w tym wszystkim jest jednak fakt, że pragnienie to zostało zaspokojone dzięki filmowi zrealizowanemu przez Ridleya Scotta. Brytyjski reżyser ostatnio robił głównie filmy średnie (Exodus: Bogowie i Królowie), kontrowersyjne (Prometeusz) - ale nie w dobrym znaczeniu tego słowa -  i jednoznacznie złe (Adwokat). Na dodatek pełne nadęcia i sztucznej powagi.

Ridley Scott na planie "Robin Hooda"
Głównym bohaterem Marsjanina jest kosmonauta Mark Watney (Matt Damon), który na wskutek nieszczęśliwego wypadku odłączył się od reszty załogi i nie wyruszył wraz z nimi w drogę powrotną na Ziemię. Mark nie jest jednak typową ofiarą losu i "damą w opresji" - nie czeka biernie na ratunek, lecz zabiera się do naukowego rozwiązywania nieustannie pojawiających się problemów.


Marsjanin to film zdystansowany i pełen humoru przypominający pod względem nastroju produkcje z lat dziewięćdziesiątych. Jednak twórcy filmu (oraz książkowego pierwowzoru) dołożyli wszelkich starań by prezentowane rozwiązania były możliwe do realizowania i naukowo prawidłowe (lub przynajmniej na takie wyglądały). Dlatego też, choć żarty Matta Damona są suche jak powierzchnia Marsa, to film jest chyba jednym z najmocniejszych motywatorów do nauki biologii - powinno się go obowiązkowo puszczać uczniom, którzy nie chcą się uczyć przedmiotów ścisłych.


Wątek Ameryki nadal kierującej się swoją żelazną zasadą leave no man behind podkreśla wątłość głównej osi fabuły. Jednak mimo to Marsjanina warto zobaczyć, przede wszystkim ze względu na znakomite zdjęcia (by Dariusz Wolski!), perełki w rodzaju "Operacji Erlond" i niekończące się "suchary".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz