piątek, 20 marca 2015

"Chappie"

Neill Blomkamp opuścił wreszcie sztuczne "Elizjum" i wrócił do swojego prawdziwego żywiołu, Johannesburga. To właśnie w tym, pełnym sprzeczności mieście, gdzie slumsy graniczą z dzielnicami dla bogaczy, rozgrywa się akcja najnowszego filmu Blomkampa - "Chappie". Miasto nie jest jedynie tłem dla historii tytułowego bohatera, to jeden z równoznacznych bohaterów, balansujący na granicy równowagi psychicznej, potrzebujący ciągłej kontroli. 


Głównym bohaterem filmu "Chappie" jest obrażony ludzką świadomością robot o tym imieniu, stworzony przez młodego inżyniera Deona (w tej roli milioner z indyjskich slumsów - Dev Patel), znudzonego pracą dla przedsiębiorstwa zbrojeniowego. Firma zarządzana przez żądną sukcesów panią bizneswoman Michelle Bradley (Sigourney Weaver) sprzedała właśnie lokalnym oddziałom policji dużą ilość mechanicznych funkcjonariuszy - robotów Skautów. Nie wszystkich cieszy jednak powodzenie firmy - były komandos Vincent Moore (Hugh Jackman we fryzurze czeskiego piłkarza) nie może zrozumieć dlaczego jego projekt potężnego (i brzydkiego) robota bojowego "Łosia" nie zyskał należnego rozgłosu. 


Chappie jest wyposażony w prawdziwą sztuczną inteligencję, jednak po włączeniu zachowuje się jak dziecko. Musi nauczyć się mówić, chodzić, zachowywać w towarzystwie innych ludzi. Niestety, zadanie szkolenia Chappiego zostaje odebrane Deonowi, gdy jego twór zostaje ukradziony przez żyjących w opuszczonej fabryce skłotersów-gangsterów. 


Fabuła "Chappiego" aż ugina się pod ciężarem wątków pobocznych, niezwykłych zabaw formalnych i nawiązań popkulturowych do gier i filmów - na przykład "Szklanej pułapki" "Forresta Gumpa".To wszystko zupełnie jednak nie przeszkadza, a odnajdywanie motywów staje się znakomitym urozmaiceniem seansu. W rolach przestępców zobaczyć można ekscentrycznych członków zespołu Die Antwood, których utwory obecne są również w ścieżce dźwiękowej do filmu. 


Film nie jest jednak bezrefleksyjną papką, idealnym pretekstem do zjedzenia beczki popcornu. Zadaje bardzo wiele istotnych pytań, na temat istoty bycia człowiekiem, międzyludzkich więzi, a nawet problemu przemijania. I choć wiele jest w nim absurdów przypisanych już na zawsze do gatunku science-fiction (jak na przykład kompilowanie terabajtowego kodu w dwie godziny), to całość zaskakuje swoją nieoczekiwaną głębią. Pełen przerażenia krzyk Chappiego: "Chappie has fears! Chappie has fears! No more fears!" czyni z niego najbardziej ludzkiego z bohaterów, a jego relacja z przybraną matką sprawia, że mamy wrażenie oglądania historii o bardzo zagubionym dziecku. 

Zdecydowanie polecam. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz