środa, 1 stycznia 2014

"Don Jon"

Współczesny Don Juan jest uzależniony od pornografii. Jego życie toczy się gdzieś pomiędzy imprezami, internetową erotyką, podrywem, zawsze kończącym się sukcesem, mechanicznymi wizytami w kościele i rodzinnymi obiadami, w atmosferze całkowitego braku komunikacji. Młody Amerykanin Włoskiego pochodzenia, bohater filmu "Don Jon", reprezentuje poziom znany z programów w stylu "Jersey Shore" lub, od całkiem niedawna, "Warsaw Shore". Ten Guido, jak zwyczajowo nazywa się przedstawicieli tej grupy, nie interesuje się samorozwojem czy spełnieniem, chyba, że chodzi o jego pięknie rozwinięte i wypielęgnowane ciało.


W zgrabnej sekwencji montażowej, bohater (Joseph Gordon-Lewitt) tłumaczy widzowi, co jest dla niego na prawdę ważne w życiu.

There's only a few things I really care about in life. My body. My pad. My ride. My family. My church. My boys. My girls. My porn.

Jak to jednak bywa, pewnego dnia spotyka dziewczynę (Scarlett Johansson). Czyżby była tą jedyną? Piękna, zadbana, atrakcyjna, miła... Ale równocześnie wyrachowana, wulgarna, prosta i wygładzona niczym poddane retuszowi zdjęcia.



Równocześnie gdzieś na drugim planie pojawia się kobieta po przejściach (Julianne Moore), atrakcyjna, choć znacznie starsza od bohatera. Nosi w sobie tajemnicę, wydaje się nie mieć nic do stracenia. Chce zacząć wszystko od nowa.  Która z kobiet pozwoli bohaterowi na odnalezienie radości w kontakcie z prawdziwym człowiekiem i nauczy reguł bliskości i intymności? Nietrudno się domyśleć.



Od popkulturowego zjawiska jakim stał się James Franco, znacznie bardziej wolę zjawisko o nazwie Joseph Gordon-Lewitt. Choć po występie w "500 dni miłości" młody aktor głównie przepełnia romantyczne wyobrażenia kobiet, to z powodzeniem wziął udział w produkcji z rodzaju kina akcji - "The Looper", a teraz z przytupem trafił do grona młodych reżyserów. Jego film jest lekki i odświeżający. Znane od dawien dawna prawdy podaje we współczesnym sosie, nie szczędząc widzowi bezpruderyjnych scen i widoku prężnych, wysportowanych ciał.

Wielki potencjał, duże poczucie humoru i nadzieja, że następne filmy Gordona-Lewitta będą już tylko lepsze. Tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz